piątek, 21 grudnia 2012

rozdział 4.


Gdy byliśmy już w hotelu ja jak zwykle musiałam powiedzieć swoje.
-Czemu mnie od niego odciągnąłeś ?! Powinnam mu była nakopać ! – stwierdziłam z wyrzutem.
-Oj Miśka, Miśka. Nie sądziłem, że jesteś taka agresywna. – mówił, a z jego ust nie schodził uśmiech.
-No bo co ! Potraktował mnie jak jakąś świrniętą fankę, a ja nawet was nie lubię… - powiedziałam jak mała dziewczynka, której właśnie upadł lizak.
Krzysiek na to przyspieszył, tym samym odwracając się do mnie plecami.
-Krzysiek o co ci chodzi ? – krzyknęłam za nim, lecz nic nie odpowiedział, nadal szedł swoim nowym tempem – Krzysiu ! – wrzasnęłam płaczliwie.
-Was ? – zapytał robiąc przy tym minę podtytułem „FOCH”.
-Ale co was ? – spytałam, w ogóle nie wiedząc o co chodzi.
-Nie lubisz… - odpowiedział.
-A o to chodzi ! – krzyknęłam radośnie – Miałam na myśli ogólnie skoczków, ale ciebie przecież lubię. – uznałam uśmiechając się do niego słodko.
-No powiedzmy, że ci wierzę. – odpowiedział i w tym właśnie momencie zauważyłam, że przez cały ten czas po prostu się ze mnie nabijał.
-Cham. – skwitowałam.
Mój kolega puścił to mimo uszu i jak gdyby nigdy nic ponownie się do mnie odezwał.
-No to co Michalina ? Idziemy na górę do pokoi bo jak zapewne pamiętasz idziemy dzisiaj na spacer o dwudziestej.
-Tia… Niestety… - tym razem to ja żartowałam z niego.
-Ja ci dam niestety ! – powiedział radośnie dając mi kuksańca w bok, po czym wspólnie ruszyliśmy do pokoi.
Po niedługim czasie znalazłam się w pokoju z numerem 607. Szybko wzięłam się za przebieranie, ponieważ nie miałam już tak wiele czasu, bo zaledwie godzinę. Chociaż w sumie stroić się nie muszę, ale wykąpać by się przydało, nie będę przecież śmierdzieć potem. W celu zmycia z siebie nieprzyjemnego zapachu udałam się do łazienki, z której wyszłam po zaledwie 40 minutach, świeżutka i pachnąca, pozostało tylko się przebrać. Nie zastanawiając się długo ubrałam rurki, czarną bokserkę i zielono-czarną koszulę w kratę. Pięć minut przed dwudziestą wyszłam z pokoju i zbiegłam po schodach.
~*~
Wracałem właśnie z biegania , gdy zobaczyłem ją. Siostra Skrobota właśnie wyszła z hotelu, a silny wiatr rozwiał jej ogniste włosy, na co ona zrobiła rozmarzoną minę, przez co i ja mimowolnie się uśmiechnąłem. Tak, musiała to lubić, ten wiatr we włosach. „To tak jak ja” – pomyślałem początkowo, ale po chwili skarciłem się – „Przecież to wróg”. Bez dalszego zastanowienia ruszyłem przed siebie z bojową miną. Przeszedłem koło Krzyśka, który najprawdopodobniej czekał na ową dziewczynę, po czym przechodząc koło Michaliny, przeciągnąłem ją z tzw. bara. Skrobotówna wkurzona wykrzyknęła za mną.
-Idiota !
Natomiast ja zrobiłem smutną minę i kręcąc głową na boki myślałem nad tym, że rzeczywiście nim jestem…



~~~~~~~~~

Tak wiem, zostanę zabita za to, że nadal nie ujawniłam przebiegu spotkania Michaliny z Krzysiem i również za długość tegoż rozdziału… Miałam połączyć ze sobą ten rozdział i następnym, ale jestem zrozpaczona tym, że Schlierenzauer nie zdobył Kryształowej Kuli. Nie mówię, że drugie miejsce jest złe, ale żeby za Bardalem ?

W ramach rekompensaty za „krótkość” rozdziału informuję was o powstaniu nowej podstrony o nazwie links, do której link znajdziecie po prawej stronie pod statystyką/ nad playlista.



Pozdrawiam i całuję  : )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz