piątek, 21 grudnia 2012

rozdział 5.


-Hej mała ! – rzucił Krzysiek.
-Cześć duży ! – odpowiedziałam wystawiając mu język.
-Co to miało znaczyć ? – spytał, a ja wiedziałam, że chodziło mu o zdarzenie z przed chwili.
-Ten przygłup przeciągnął mnie z bara i chyba miał nadzieję, że się popłaczę. – mówiłam robiąc teatralne miny.
-Nie przejmuj się, on jest głupi. – stwierdził Krzysztof.
-Wiem. – zażartowałam – To gdzie idziemy ?
-No nie wiem, może tam ? – wskazał pobliski parczek.
-Jasne. – powiedziałam, po czym razem ruszyliśmy w wyznaczonym kierunku z uśmiechami na twarzy.
Szliśmy tak i rozmawialiśmy o różnych głupotach, gdy nagle Krzyś zapytał:
-A tak właściwie to czemu nie lubisz skoków ?
-W sumie to tak do końca nie wiem. – skłamałam – Nie lubię gór, zimy, uważam większość skoczków za idiotów, twierdzę, że jest to nie bezpieczne i bezsensowne. Bo odpowiedz mi na pytanie po co to robić ? No po co to robisz ? – spytałam, by lekko zmienić tory naszej rozmowy.
-No wiesz, to jest moja pasja. Uwielbiam szybować w powietrzu. Nawet nie wiesz jak to wszystko podnosi adrenalinę.  I to uczucie, gdy wybijasz się z progu, albo jak lądujesz na zeskoku – bezcenne.
Uśmiechnęłam się tylko lekko i milczałam. Niestety Krzysiek nie miał najmniejszej ochoty na ciszę.
-Ale to jest wszystko ? Tylko dlatego nie lubisz skoków ? – dopytywał.
-Nie no wiesz, są jeszcze inne powody… – odpowiedziałam niechętnie.
-A można wiedzieć jakie ? – drążył uparcie temat.
-Zawsze jesteś taki dociekliwy ? – spytałam przystając na chwilę.
-Czasami. Ale odbiegasz od tematu. – stwierdził uśmiechając się.
-Chodź usiądziemy na chwilę to ci opowiem. – uznałam wskazując na ławkę.
Krzysiu w milczeniu spełnił moją prośbę i już po chwili oboje siedzieliśmy na drewnianej ławce. Nie zaczęłam od razu mówić, był to dla mnie trudny temat, więc musiałam chwilę odetchnąć. Mimo, że było już ciemno i nocny chłód gonił ludzi do domu, Krzysiek nie pośpieszał mnie, pozwolił mi się przygotować. Po kilku głębokich oddechach zaczęłam mówić.
-Dawno temu razem z Kamilem byliśmy bardzo ze sobą związani. Był moim bratem, a zarazem najlepszym przyjacielem.  W domu zawsze było super, kochający się rodzice i te sprawy. Aż w końcu nadszedł dzień, kiedy rodzice wzięli nas na zawody Pucharu Świata. Nie powiem, na początku mi się to bardzo spodobało, niestety Kamilowi też. Było to osiem lat temu. Kamil stwierdził, że on również chce być skoczkiem. Rodzice z chęcią się zgodzili, by spróbował. Na początku miał dwa treningi w tygodniu, na pierwszy poszliśmy oczywiście całą rodziną. Pamiętam jaki był wtedy szczęśliwy. Później miał trzy treningi w tygodniu, później cztery itd. Czas, który spędzaliśmy razem jakoś tak zniknął. Coraz częściej spotykał się z wami, zapraszał was do domu, a mnie nie chciał z wami poznać, ja nawet go o to nie prosiłam. Stwierdziłam, że się mnie wstydzi. Gdy zaczął odnosić sukcesy trochę się polepszyło, poświęcał mi chociaż trochę czasu i zawsze spędzaliśmy go bardzo miło. Aż w końcu nadszedł spadek formy, i wtedy wszystko się posypało. Chodził wkurzony, co trochę krzyczał, obrażał się. A rodzice tylko latali w koło niego z pytaniami typu: „Jak możemy ci pomóc ?” , „Czy czegoś nie potrzebujesz ?”. Mnie mieli w… dobrze wiesz gdzie. – powiedziałam i pierwszy raz podczas całej mojej wypowiedzi spojrzałam na niego, i zauważyłam, że słucha mnie z przejęciem – Wszystko było do bani. Starałam się jak tylko mogłam, żeby przypodobać się rodzicom, ale niestety nie byłam „wielkim sportowcem”. W pewnym momencie nastał czas, że nie miałam ochoty w ogóle wracać do domu. Całymi dniami przesiadywałam u Justyny – mojej przyjaciółki i wracałam późnymi wieczorami, żeby jak najmniej czasu spędzać z rodziną. W pewnym momencie okazało się, że ojciec znalazł sobie inną kobietę i postanowił nas zostawić. Po prostu odszedł. Na początku nie było wcale tak źle, ale do czasu, gdy matce nie odbiło. Zaczęła sobie szukać „miłości”. Był nawet okres, że w ciągu tygodnia potrafiła przedstawić nam z pięciu „narzeczonych”. Wiesz jak się czułam ? Jakbym miałam matkę prostytutkę, a mój dom był burdelem. Kamil uciekał na skocznie, nie zwracał na mnie uwagi. Widziałam, że on też to przeżywa, ale bałam się do niego podejść i zapytać. Bałam się, że mnie odrzuci… - w tym momencie po moich policzkach popłynęły pierwsze słone łzy, a z każdą chwilą było ich coraz więcej.
Krzysiek nie mówił nic, po prostu mnie przytulił, byłam mu wdzięczna, że nie zadawał żadnych pytań. Po chwili ciągnęłam dalej przez łzy.
-Później ojciec umarł, a matka i Kamil nawet mnie nie przytulili, rozumiesz ? Matka zawołała nas do salonu i powiedziała: „ Dzwoniła ta lafirynda od waszego ojca i powiedziała, że zmarł wczoraj, pogrzeb jest we wtorek”. Kamil zamarł, stał jak wryty, ja natomiast się rozpłakałam. Popatrzyłam na niego, w jego oczach również ujrzałam smutek, ale gdy się chciałam do niego zbliżyć zobaczyłam jak z pogardą na mnie patrzy. Od razu wybiegłam z domu biorąc tylko bluzę wiszącą na wieszaku, a wróciłam w nocy, ale jakoś nikt się tym nie przejął. Nie wiem co oni robili w domu, nie interesuje mnie to. Dwa dni później Kamil poszedł ze mną na pogrzeb…  - teraz już nie byłam w stanie mówić, bo zalała mnie fala łez, której nie mogłam powstrzymać.
Gdy w końcu się uspokoiłam, wyswobodziłam się z uścisku Krzysia i uśmiechnęłam się do niego krzywo.
-Przepraszam. – powiedział.
-Coś ty, daj spokój nic się nie stało. W ogóle nie wiem dlaczego ci to powiedziałam, wie o tym tylko Justyś i nikt więcej. – wyjaśniłam.
-Dzięki, że mi tak zaufałaś. – odparł z uśmiechem i ciągnął dalej – No, ale przydałoby się wracać, bo zimno. – stwierdził i wstał z ławki – Idziesz ? – dodał po chwili.
-Tak, tak. – odpowiedziałam jakby wyrwana z zamyślenia i grzecznie ruszyłam za moim nowym przyjacielem.

~~~~~~~~

No tak, rozdział ponownie krótki, ale w sumie taka jest niestety większość tych co już napisałam, a może nawet wszystkie…? ; /

Ogólnie uważam, że jest taki sobie, ale nie mi to oceniać. Rozdział miał się pojawić już wczoraj, niestety onet przeprowadzał na moim blogu konserwację i dopiero niedawno dał mu spokój, tak więc notka jest dopiero teraz.

Nie wiem co jeszcze mam napisać… Choroba mnie gnębi katarem, nie myślę…

Pozdrawiam i nie całuję, żeby nie zarazić ;P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz